Edukacja seksualna to zło…

girls just wanna have fun fundamental human rights

 

 

 

 

 

 

Sprawdzajmy u źródła

Kiedy trafiam na kontrowersyjne tematy, które wywołują burzę w mediach, lubię czytać artykuły źródłowe. Takie zboczenie zawodowe. Czerwona lampka mi się zapala, gdy ktoś nie umie podać źródła danych, na które się powołuje. W związku z tym, że czytanie internetowych wpisów czy komentarzy do komentarzy nie zawsze daje jasny obraz sytuacji, znalazłam obywatelski projekt ustawy o zakazie edukacji seksualnej. I czytam.

Czytam z postanowieniem, że najpierw poznam intencje, a potem się do tego na spokojnie ustosunkuję. Tekst jest napisany językiem tak nacechowanym emocjonalnie, jakby był wpisem na prywatnym profilu, a nie urzędowym dokumentem. Ale nie zrażam się. Pisał to człowiek, a człowiek ma emocje. Trudno. Konkretów jest bardzo mało, niestety. (Szerszą opinie wydał na temat jakości merytorycznej Rzecznik Praw Obywatelskich).

Odetchnęłam na chwile czytając o tym, jaki jest obecnie stan prawny, ale to był błąd. Musiałam się mocno skupić i przeczytać dwa razy, bo zgodnie z treścią dokumentu, mówienie o antykoncepcji i chorobach przenoszonych drogą płciową to…zło?

A w samym uzasadnieniu można przeczytać, że rzekomo lekcje o tym, „jak się masturbować” (pod różnymi często mylącymi nazwami. hmm np. „biologia”?) prowadzone są w szkołach bezprawnie, bez wiedzy i zgody rodziców. Serio? Którykolwiek dyrektor szkoły w dzisiejszych czasach by nie dopilnował formalności w tak drażliwej kwestii?

Co można więc zrobić w tej sytuacji?

Na wszelki wypadek usunąć z podstawy programowej budowę układu rozrodczego. (Bo kto o tym uczy podlega karze do 3 lat więzienia). Zastanawiam się tylko jak? Wymazać wszystkie detale z rysunków w rozdziałach o anatomii? Czy zostawić, ale nie mówić co to? Może nikt nie zapyta…

Chodzi o małoletnich, jak czytam. I w pierwszej chwili myślę sobie, że mnie też razi poruszanie takich kwestii z 5-latką. Akurat z człowiekiem w tym wieku mieszkam, więc jestem na bieżąco z jego rozwojem i emocjonalną (nie)dojrzałością. Nie chce, żeby jej ktoś mówił na tym etapie, „do czego służy wagina”. Ale w tych przepisach to ludzie w okolicach 16, a nawet 18 roku życia (młodzież szkolna).

Zaraz zaraz… czy to oznacza, że jeśli pozostawimy 17-18 latków bez informacji na temat rozmnażania człowieka, to w ten sposób opóźnimy wiek inicjacji seksualnej, a w efekcie zapobiegniemy nastoletnim ciążom i rozprzestrzenianiu się chociażby wirusa HIV?

To jest jakiś absurd przecież.

Ważny jest kontekst

Jeśli dodamy do tego fakt, w jaki sposób wychowuje się w naszym kraju „grzeczne dziewczynki” to przecież prowadzi do katastrofy. Ja nie mówię o tym, że dziewczynki mają od najmłodszych lat uczyć się, jak wywracać świat do góry nogami i obalać rząd (chociaż w sumie…?) Nie, w tym momencie mam na myśli to, jak bardzo niepewne jesteśmy naszej wartości, jak mamy „siedzieć cicho, bo dorośli rozmawiają”. I ani się obejrzysz, a jesteś dorosła i nadal Ci się wydaje, że nie masz prawa głosu i nie wolno Ci mówić tego, co myślisz. Albo i myśleć. A już na pewno nie na WSTYDLIWE tematy. Przenigdy.

Z życia wzięty przykład. Mojego własnego. Jak w podstawówce wywołana do odpowiedzi na lekcji przyrody wstałam i wolałam powiedzieć, że się nie nauczyłam, niż opisać męskie narządy płciowe. Ja, która miałam z przyrody same 6. A w wolnych chwilach uwielbiałam czytać hasła z encyklopedii. Dostałam 1. Do tej pory mam traumę po tylu latach i nawet pamiętam, z kim i w której ławce wtedy siedziałam. Pamiętam i mam traumę przez tę historię z nomen omen pałą w roli głównej.

A tymczasem naprawdę, jest jeszcze taki stan gdzieś pomiędzy czerwienieniem się na dźwięk słowa „penis” a lataniem z gołą fujarką po parku.

To właśnie brak wiedzy, a nie jej obecność w szkołach będzie problemem. Jak młoda dziewczynka ma być bezpieczna i chroniona w ten sposób przed molestowaniem albo niechcianą ciążą? Jeśli będzie miała w miarę ogarniętych rodziców, to oni jej powiedzą w odpowiednim czasie, że kupowanie w aptece prezerwatyw to nie wstyd. Podchodzisz do przejścia dla pieszych i ukrywasz się w kołnierzu mówiąc „karramba”, bo jakoś tak ci niezręcznie być odpowiedzialnym za swoje życie i się rozglądać, czy nie jedzie samochód?

Internet jest pełen seksu. W tym złym, ale i dobrym znaczeniu (jest też wiele dobrych merytorycznie treści, które nie odstraszają użytą medyczno-techniczną nomenklaturą). Z kolei media społecznościowe to jest przedziwne miejsce, w którym im więcej „cycków” tym więcej „lajków”. Sprawdziłam ;p

I o ile część z nas ma jakieś tło, jakieś punkty odniesienia, ugruntowany system wartości (że „cycki” nie są najważniejsze), o tyle wyobrażam sobie sytuację, w której nieświadome niczego dziecko wchodzi do tego świata i poznaje naturalne potrzeby człowieka przedstawione w taki, a nie w inny sposób.

„kto propaguje lub pochwala… inne czynności seksualne”. Nie bardzo wiem, jak to rozumieć. Czy naprawdę ktoś, kto to pisał chce mi wmówić, że katechetka albo ksiądz podczas wdż… nie. To nawet śmieszne nie jest. Ale serio, iść za kratki za to, że ktoś powie, że inny czyn czyli np. taka masturbacja to w sumie nic złego? Czytałam kiedyś zaskakujący artykuł, który mi dał do myślenia (nie, nie w Nature, raczej znając mnie to była jakaś „lewacka” Gazeta 😉 ), że młodzi ludzie żyją w przekonaniu, że są najgorszymi grzesznikami i pójdą do piekła, bo dotykają własnych części ciała. A czasem i cudzych :0 (to pewnie jest właśnie ten moment, kiedy rozstępuje się Ziemia i Lucyfer nadziewa na patyk).

Skrajności…

I znowu: naprawdę nie trzeba popadać ze skrajności w skrajność. Jest coś pomiędzy mówieniem, jak to robić, żeby było fajnie (na to, zgadzam się, jest czas później i nie w szkole), a mówieniem, jak to robić, żeby nie zachorować, żeby być na to gotowym psychicznie, żeby nie zajść za wcześnie w ciąże itd.

Czuje psychiczny dyskomfort kiedy pomyślę, że niektórym dziewczynkom się wmawia, że maja okres, bo „to macica płacze, bo znowu nie rozwija się w niej życie”.

Jak bardzo potrzebujemy edukacji seksualnej nie tylko w szkołach, widać nawet wśród dorosłych kobiet. Przykład? Teoria, że „jak się karmi piersią, to nie zajdzie się w kolejną ciążę”-  to mit. Tylko nie aż to groźny, bo powiedzmy sobie szczerze, wpadka w małżeństwie w wieku lat 30 nie jest tym samym, co wpadka dziewczynki rok przed maturą.

 

W odniesieniu do tego, co się teraz dzieje, czyli propozycji zaostrzenia ustawy antyaborcyjnej – obecne przepisy nie odbierają nikomu szansy na postąpienie zgodnie z sumieniem, jeśli jest przeciwny. To tylko tyle i aż tyle.

A edukacja? Parafrazując klasyka, można mieć nadzieję, że zachowamy swój rozum i dystans do narracji pt „żadne płacze i żadne krzyki nie przekonają nas, że obwód to obwód a średnica to średnica”… 😉