Pierwszy raz

Kiedy poczułam, że lubię występować?

Temat był do pewnego momentu trudny i drażliwy. Niby nie ja jedna byłam nieśmiałym dzieckiem pozbawionym pewności siebie. Ale to nie wszystko. W tym miejscu jestem prawie pewna, że oprócz mnie nikt ne pamięta tego traumatycznego wydarzenia, które mało brakowało, a zrujnowałoby mi życie. [edit: mama pamięta, ale serce matki wybacza wszystko]

Zima. Grudzień. Śnieg za oknem. Szarówka. Pakuję się, biorę wieszak z moja piękna białą sukienką z tiulem. Ręcznie szyta, dziś będę na pewno najpiękniejsza! Tak długo czekałam na ten dzień!

W tym momencie sięgam do kieszeni dresów i zdziwiona wyciągam z nich pomiętą kartkę. Moje serce na chwilę się zatrzymuje, a łzy napływają do oczu. Ale ja wiem że Czasu nie cofnę ani nie zatrzymam. The show must go on. Tik tak tik tak…. wybija godzina zero. Wychodzę ja cała na biało, obok mnie on.

Bałwan.

Moje pierwsze i ku*wa ostatnie… jasełka! I ostatnie nieokupione wymiotami i migotaniem serca publiczne wystąpienie.

Kiecka uszyta (tak, rzeczywiście, byłam najładniejsza. Tiul ponoć ładnie się układał, jak zbiegałam w spazmach ze sceny), ale niestety tekst z wymemłanej kartki znała tylko Pani z przedszkola.

Dzisiejsza ja albo miałabym obcykany tekst, albo wyczuwając klimat imprezy i znając kontekst, że zima, że śnieg itd., spojrzałabym w oczy bałwanka, omiotła spojrzeniem zebranych na sali i mentorskim tonem powiedziałabym, co wiem. A nie co było na kartce.

Czy tak czasem robię w dorosłym naukowym życiu?